Zaczynam na blogu nieco luźniejszą serię, w której będę mogła Wam opowiedzieć, co ciekawego działo się u mnie w danym miesiącu. Tym razem mam dla Was podsumowanie maja. Jestem w bardzo gorącej wodzie kąpana i staram się ciągle coś robić, inaczej mam poczucie, że życie przelatuje mi przez palce. Jak mi wyszło w tym miesiącu?
Dieta i treningi
Maj rozpoczęłam majówką (doprawdy, zaskakujące), więc mój styl żywienia trochę odbiegał od przyjętych założeń. Jestem raczej wyluzowana, jeżeli chodzi o dietę, dlatego że dawno przestałam myśleć o moim sposobie żywienia jako diecie. W każdym razie dzięki aplikacji Fitatu staram się nie przekraczać dziennie 1800 kcal w dni tygodnia. W piątek jem 2200 kcal, w sobotę i niedzielę wracam do 1800. Taki system pozwala mi na zjedzenie pizzy, czy wypicie dwóch kieliszków wina ze znajomymi, także poziom szczęścia bardzo wysoki!
Przymierzam się jednak od jakiegoś czasu do bardziej restrykcyjnych założeń i wprowadzenia mojej słynnej redukcji. Problem jest taki, że podczas odchudzania muszę bardzo się napocić, żeby zejść poniżej określonego poziomu tkanki tłuszczowej i trzymać się określonej kaloryki codziennie, bo inaczej moje geny bułki zawładną wagą i ani drgnie. Sezon na owoce i warzywa rozhulał się w najlepsze, więc codziennie na moim talerzu królują owoce i warzywa (ulubione to maliny, truskawki, arbuzy i zielone ogórki).

Nie miałam reżimu treningowego, chodziłam wtedy, kiedy miałam ochotę, kiedy nie miałam nadgodzin i gdy po prostu mi się chciało. Średnio 2 razy w tygodniu, było też dużo spacerów i jazdy na rowerze. Stopniowo wracam do starego planu, bo po nim najlepiej się czułam: będzie to godzina treningu bazującego na super serii i seriach łączonych, bo one najlepiej podkręcają mi metabolizm. Może uda mi zrobić wpis o moim treningu – chcecie?


Ciekawe podróże
Na majówkę udało nam się wyskoczyć do Krynicy-Zdrój, żeby nieśmiało zapoznać się z chodzeniem po górach. Krynica jest świetną bazą wypadową do pieszych wycieczek, położoną w Beskidzie Sądeckim. Ja uwielbiam miejscowości zdrojowe, za ich spokojny klimat, zieleń, no i “uzdrawiające” wody.

Wynajęliśmy małe mieszkanko i mieliśmy świetną pogodę, a co najważniejsze- szczęście do restauracji, bo nasze brzuszki wróciły szczęśliwe i lekko napompowane (przynajmniej mój nie jest przyzwyczajony do takiej ilości pszenicy hihi).

Udało nam się zwiedzić Muszynę i Park Sensoryczny, samą Krynicę oczywiście też, wejść na uroczą Górę Parkową, zdobyć Huzary i Jaworzynę Krynicką, pojechać na Termy Chochołowskie i zjechać torem saneczkowym podziwiając piękne widoki. Zwiedziliśmy też słynne pijalnie wód i już czuję ich uzależniające działanie, bo chętnie pojechałabym tam znowu łyknąć Kryniczanki albo słonej Słotwinki, siedząc w Parku Zdrojowym i słuchając szumu fontann.

Polska jest piękna, proszę państwa i chętnie przekonywałabym się o tym co weekend. Póki co, muszę korzystać jak najwięcej z takich dobroczynnych weekendów.
Odkrywam Warszawę
Moim głównym celem jako Polki jest odkrywanie jak największej liczby miejsc, zarówno w stolicy, jak i poza nią. To był też jeden z powodów przeprowadzki z Poznania. Mieszkając tutaj już ósmy miesiąc muszę stwierdzić, że warszawa jest naprawdę pięknym miastem. Ciągle odkrywamy nowe miejsca, nowe parki i nastrojowe zakątki. Żałuję, że tej serii nie pisałam wcześniej, bo miałabym znacznie więcej miejsc do zarekomendowania, ale na moim blogu są już posty o Warszawie: KLIK
W maju udało mi się wybrać na wycieczkę rowerową na Pola Mokotowskie. Po małym wypadku w Poznaniu, przełamywanie się do jazdy rowerem jest moim przykrym obowiązkiem. To znaczy – sama jazda rowerem jest super przyjemna, ale towarzyszy jej strach, że coś robię źle, zaraz na kogoś wjadę i ogólny brak zaufania do siebie za kierownicą. Na szczęście praktyka czyni mistrza i po nieśmiałym przełamywaniu się do jazdy, udało mi się już opanować nerwy i śmigam z większym opanowaniem.
W każdym razie Pola Mokotowskie mnie nie zawiodły. Z książką i rowerem mogłam zaczerpnąć zielonego powietrza, a pan na ławeczce poinformował mnie, że kiedyś organizowano tutaj wyścigi konne. Sprawdziłam na Wikipedii. Pan z ławeczki mnie nie oszukiwał.
Udało nam się również zwiedzić Pałac w Wilanowie. Nooo, zrobił wrażenie, ale naszła mnie poważna refleksja – komu chciało się sprzątać takie powierzchnie? Dodatkowo każda komnata miała inny wystrój i była zastawiona tysiącem bibelotków. Nie przepadam za takim wystrojem, bo im mniej rzeczy, tym lepiej, ale doceniam wartość historyczną tego miejsca.
Oprócz tego wzięliśmy udział w Nocy Muzeów i udało nam się zwiedzić więzienie na Rakowieckiej. Ciemna noc, długa kolejka i w końcu po godzinie stania weszliśmy do miejsca pamięci. Powiem tylko, że każdemu polecam taki moment refleksji i kontemplacji oraz wędrówkę ku niesamowitej historii Warszawy.
Restauracja miesiąca
Będzie ciężko wybrać najlepszą restaurację. Jedliśmy kolejny raz śniadanie w Aioli, poszliśmy do nowej, włoskiej restauracji Il Padrino na Mokotowie i jadłam genialną pastę, wcinaliśmy pyszne pierogi w Restauracji Dwóch Świętych w Krynicy, odwiedziliśmy przelotem jedną z fajniejszych kawiarni na świecie – kawiarnię Wesoła w Krakowie. Byłam na targu śniadaniowym na Mokotowie, pochłanialiśmy burgery z Karaibów, kiedy napadał mnie kryzys egzystencji, byłam z kolegą w Hali Gwardii na Warburgerze (nie miałam kryzysu egzystencji, tylko pełną świadomość), a także odwiedziłam z koleżanką Warung Jakartę, kuchnię indonezyjską w bardzo ciekawym wydaniu.

Wydaje mi się jednak, że w tym miesiącu wygrała rzeczona restauracja Dwóch Świętych w Krynicy. Pierogi rozpływały się w ustach i skusiłam się na kwaśnicę, która przypomniała mi, dlaczego powinnam częściej odwiedzać górskie rejony. Niestety nie robiłam zdjęć, bo byłam na randce.

Ah i muszę przyznać coś ze wstydem. W dobie rzemieślnicznych lodów, kręcenia gałek na prawdziwej śmietanie przez hipsterskie, spracowane dłonie i niekończących się kolejek po czekoladowe lody, najlepsze przyszło mi jeść w … lodziarni Haagen-Dazs. Niby dietetyk, niby wie, ale solony karmel, perfidnie słodki z przełamującą szczyptą soli, rozłożył mnie na łopatki. Dla równowagi powiem, że drugie miejsce należy do Deseo w Halii Gwardii – tam też lody były wyborne!
Serial lub film miesiąca
Jednogłośnie, gremium pod przewodnictwem moich neuronów, wybrało Opowieść Podręcznej na najlepszy serial miesiąca, a nie wiem nawet, czy nie będzie to jeden z moich ulubieńców. W uproszczeniu, serial jest anty-utopijną wizją rzeczywistości, w której rola kobiety sprowadza się do rozrodu i usługiwania mężczyznom. O tyle przeraża mnie ta wizja, że w niektórych krajach przedstawiona sytuacja ma miejsce: dla kobiet normą jest to, że nie mogą pójść do kina, czy w ogóle myśleć o jakimkolwiek wpływie na politykę i sprawy społeczne. Nie mogą ubrać się, jak chcą, a nikogo nie interesuje ich przyjemność. Naprawdę, chociażby w tym kontekście polecam obejrzeć serial.
W maju kończyłam też oglądać fenomenalny polski serial Wataha. To on sprawił, że obsesyjnie planuje wypad w Bieszczady.
Książka miesiąca
Ech, chciałabym zarekomendować coś, o czym nikt nie słyszał, ale ostatnio sięgam po Pieśń Lodu i Ognia, aka Grę o Tron. Jestem na tomie piątym no i tak bardzo chcę to skończyć. Skończyć i sięgać po inne pozycje, a tak tkwię w tej guilty pleasure. Bardzo wciągająca, wartka akcja i w ogóle, ale opowiadanie o Grze o Tron jest jak opowiadanie o Harrym Potterze, więc przestanę się upokarzać.
Dietetycznie
Byłam na konferencji organizowanej przez Warszawski Uniwersytet Medyczny. Oglądam webinary i szkolenia i czytam Wspólczesną Dietetykę, której 12 tomów zalega na szafce i oskarża mnie o zbyt wolne czytanie. Kiedy już czytam, to robię notatki na bloga i staram się nie gubić tej wiedzy. Mam 5 rozpoczętych wpisów i brak czasu, żeby je dokończyć. Nagrałam też dwa filmiki na youtube, ale domyślacie się, ze to wymaga nauki programu do montażu. Udało mi się opanować podstawy, tylko problem mam z dżwiękiem, bo zwalnia w stosunku do obrazu. Jak będę zadowolona z efektu finalnego, to odpalam próbny kanał na YouTube. Problem jest taki, że muszę przełamać swój lęk przed puszczeniem swojej mordki w świat…
Mam jeszcze szalony pomysł, żeby odpalić wirtualną poradnię, w której udostępnię 3-4 terminy w miesiącu. Czasami pytacie, czy układam jeszcze diety i opisujecie swój problem, więc chętnie ułożę te kilka jadłospisów. Dam znać!
W maju na blogu
Skopiowane ze starego bloga:
- https://agnieszkacieplowska.pl/darmowa-dieta-dla-par-1800-i-2500-kcal/
- https://agnieszkacieplowska.pl/pobierz-dietetyczny-kalkulator-diagnozujacy/
- https://agnieszkacieplowska.pl/zyj-zdrowo-historia-pacjentki/
- https://agnieszkacieplowska.pl/zywienie-w-rzs/
Całkowicie nowe wpisy:
To tyle na podsumowanie maja. Cytując klasyka- to był maj 😉